Wiktoria nie mogła zasnąć, leżąc w łóżku po raz kolejny spojrzała w kierunku pogrążonego w ciemności biurka na którym leżał list. Cieszyła się na odwiedziny ojca pomimo tego, że nie bardzo miała się czym pochwalić w kwestii zarządzania majątkiem. Ziemia nadana jej przez ojca nie przynosiła niestety oczekiwanych dochodów. Wyprawa po skarb choć początkowo zapowiadała się bardzo obiecująco zakończyła się totalnym fiaskiem i w sumie największym sukcesem było to, że jej samej i większości podwładnych udało się mimo ran bezpiecznie wrócić do domu. Z kolei jedyną praktyczną korzyścią z niedawnej inwazji grzybów było to, że każdy worek, beczka i skrzynka w warowni wypełnione były grzybami. Ale jak długo można jeść grzyby? W końcu, zmęczona ponurymi myślami zasnęła niespokojnym snem.
Dni mijały szybko na przygotowywaniach do odwiedzin znamienitego gościa.
Na powitalnym obiedzie ojciec gadał jak nakręcony, obawiała się ostrej reprymendy, a dawno nie widziała go tak czymś przejętego, wymachiwał łyżką i wypluwał z siebie słowa (i czasem niestety również kawałki grzybów) z prędkością powtarzalnej kuszy.
– Złoto córuś, całe mnóstwo złota! Moi informatorzy zarzekają się, że wystarczy tam łopatę w ziemię w bić i od razu widać jak się złote drobinki w słońcu do człowieka uśmiechają!
– Nie obawiasz się ojcze, że takie wieści mogą się rozejść zbyt szeroko? – odezwała się Wiktoria.
Gotfryd momentalnie spochmurniał.
– Pewnie masz rację, Księstwa Graniczne nigdy nie były spokojną okolicą… Ha! Z drugiej strony ktoś posiadający wystarczająco dużo wojska i obdarzony odpowiednimi cechami charakteru – tu zrobił minę nie pozostawiającą wątpliwości temu, że uważa siebie za osobę posiadającą odpowiednie cechy – będzie w stanie wykroić w powstałym zamieszaniu jakieś małe latyfundium dla siebie! Postanowione! Jedziemy do Sudenmark!