‘Kolejny Wpis do Księgi Krzywd’ by Marcin Barski

Źle się stało, że Sven Carlsson umarł bez potomka. Choć był tylko słabym człeczyną, miał niespotykaną dla tej prymitywnej rasy cechę. Miał honor. Na Jego słowu można było polegać. Dziwne, ale wydawało się, że król Snorri Gromrilhead na swój sposób nawet mu ufał.

Sven cześć swojego sukcesu, nie ujmując mu intelektu i ducha wojownika, zawdzięczał stali. Stał, która była zakontraktowana u Snorri-ego. Dobrze pamiętam, jak Carlsson osobiście pofatygował się do twierdzy prosić króla o choćby minimalną ilość naszych wyrobów. Z upływem czasu coś na kształt zaufania rosło, tym bardziej, że Sven zawsze płacił czystym złotem i nigdy nawet na gram nie starał się uszczknąć zapłaty.

Tak, ten człeczyna miał honor.

Ostatnia wyprawa wysłana z twierdzy w ustalonym i wspólnie uzgodnionym terminie miała być jak zwykle. Jednak gdy transport nie wracał już ponad 10 dni po planowanym terminie król Snorri zaczął przeczuwać nadchodzące kłopoty. Opóźnienia, owszem zdarzały się, ale nie tak długie, bywało, że eskorta dłużej zabawiła w Sudenmarkiem. Sven, będąc zawsze wspaniałym gospodarzem, jak tylko mógł opózniał wymarsz. Nie było również obaw o napad podczas podróży, szlaki były regularnie patrolowane i czyste od plugastwa, a żadna banda nie była na tyle głupia, żeby atakować ciężko zbrojną eskortę transportu.

Coś poszło inaczej niż zwykle.

Dwunastego dnia po planowanym terminie przed wrotami twierdzy zjawili się członkowie wyprawy, bez złota i zdziesiątkowani, za to przynosili mroczne i niepokojące nowiny.

Sudenmark stracił wspaniałego władcę, mor zebrał krwawe żniwo na zamku, a wiekowy już król, jak na ludzkie lata, również poddał się zarazie.

Na ziemię Sudenmark napłynął chaos. Bez władcy, z szerzącą się zarazą i klanami, które zaczęły walczyć o sukcesję, ale nie to było najważniejsze dla króla Snorriego. Nadal nie otrzymał zapłaty za krasnoludzką stał, którą wysłał, a co ważniejsze nic nie było w stanie wynagrodzić przelanej krasnoludzkie krwi.

Zapisano kolejną stronę księgi uraz, Sudenmark miał drogo zapłacić za każdy gram stali i za każde zakończone przedwcześnie krasnoludzkie życie.

Im bardziej Snorri o tym myślał, tym większa furia rozsadzała mu głowę i tym częściej śmierć Svena i zarazę w Sudenmark wiązał z obecnością na dworze doradcy Carlssona Praxa Bezzębnego.

Śmierć władcy przyniosła jeszcze jeszcze jedną zmianę, kraina która zdawała się opływać w bogactwa niczym barć w miód, spłynęła przelewaną każdego dnia krwią. Krwią zarówno Żołnierzy jak i zwykłych mieszkańców. Serce władcy ledwo przestało bić, a o ziemię i bogactwa Sudenmark zaczęli się upominać zarówno miejscowi elektorowie jak i plugastwa z głębi gór. Zielone ścierwo, maruderzy chaosu, podstępne szczury i równie przebiegłe co zdradzieckie elfy. Cenne kopalnie krainy wygnały na pole bitwy nawet najemników gotowych sprzedać swoje życie za garść kruszcu.

I w tym miejscu tej historii pojawiam się ja, Hargrim Steelarm, to mnie król Snorri powierzył zaszczytne zadanie zmazania hańby, która nas dotknęła. Wraz z Storri Fullflame i zabójcami prowadzonymi przez Durgin Hillflam-a, zebraliśmy zaufanych z pośród długobrodych weteranów wielu bitew. Strzelców, kuszników i wojowników z klanów twierdzy, a osobistą eskortę zapewnił mi oddział najtwardszych z pośród Krasnoludów z twierdzy. Noszący runiczne zbroje Ironbreakerów tak jak i ja przysięgli zmazać hańbę z naszego rodu. Opuszczając twierdzę gildia inżynierów dołączyła do naszej wyprawy wraz ze swoimi maszynami. Śmiercionośne działa, zabójcze “organki” i nie do końca przewidywalne gyrocoptery dołączyły do naszego legionu.

Ruszyliśmy więc, by trzeciego dnia dziesiątego miesiąca przelewając krew zetrzeć hańbę z klanu i pomścić krew braci.

Uroczyście przysięgam Ja Than Generał Hargrim Steelarm, skreślę tą hańbę z księgi uraz lub polegnę z dumą za honor i dobre imię klanu.