Herlich wraz z Olgiem, synem ich oddalonego o blisko osiem staj sąsiada, uwielbiali łapać dorodne i tłuste żaby a następnie urządzać ich wyścigi na dróżce pomiędzy swoimi gospodarstwami. Herlich był dumny bo do tej pory Alicja, najszybsza żaba jaką złapał, nie miała sobie równych i wygrała dla niego osiem jabłek i trzy pyszne śliwki. Dziś chciał dorwać dla niej równie szybką towarzyszkę a tym samym pognębić Olega już na zawsze. Z dumą zamachał swoim wiaderkiem z trzema pretendentkami do tytułu wicemistrzyni żabich wyścigów i ruszył w głąb mgły. Bose nogi chlupotały w pobliskim bagienku a chłopcy dokładnie wymacywali stały grunt przed sobą olbrzymimi kijami. Czas mijał im szybko obfitując różne opowiastki, przechwałki i krótkie gonitwy po coraz to nowe żaby.
-Spójrz – krzyknął Oleg i poczłapał rozchlapując płytką wodę w stronę z której dosłyszał radosne kumkanie – ta będzie moja! Najszybsza żaba w całej prowincji mówię ci!
Herlich ze śmiechem pognał za swoim przyjacielem starając się ze wszystkich sił wypłoszyć stworzenie. Wymachiwał przy tym energicznie kijem uderzając w płyciznę i kręcąc młynki nad głową swoją lagą. Mgła gęstniała a widoczność spadła ledwie do dwóch kroków, chłopcy nieco się zdenerwowali i zrezygnowawszy z dalszych łowów odwrócili się jak jeden mąż i poczęli wracać tą samą drogą którą tu przyszli. Okolicę znali doskonale więc chwilowy zawód szybko zagłuszyli rozmowami i walką na kije. Mgła niestety nadal gęstniała a droga powrotna nieznośnie się wydłużała, gdy nagle tuż przed nimi rozbłysł pomarańczowy punk.
-To zły znak, błędny ogień – ściszonym głosem rzekł Herlich
Gdy pomarańczowy punkcik zniknął na sekundę, a z jego strony dobył się głośny plusk, aby pojawić się za chwilę trochę bliżej chłopcy spanikowali i upuściwszy swoje pojemniki z żabami zerwali się do biegu w kierunku swoich domostw. Ledwo co zrobili krok jakieś szponiaste łapy pochwyciły ich obu i uniosły do góry. Z mgły wychynęła oślizgła, dziobata twarz z jednym jarzącym się pomarańczą okiem, stwór mlasnął, wydał z siebie pomruk zadowolenia i odwróciwszy łeb w bok coś wygulgotał. Wkoło zajaśniały kolejne blade punkciki pomarańczy i chłopcy usłyszeli chlupot stworzeń, które ich złapały.
-Ja Pan, Wy niewolnik, zrozumiano? – wycharczała łamanym staroświatowym bestia i bezceremonialnie, zdawałoby się bez żadnego wysiłku wsadziła ich obu do olbrzymiego wora targanego na swym grzbiecie.
Jednookie stwory pod osłoną gęstej mgły ruszyły w stronę gospodarstw na łowy.