Wszędzie Gówno
Gówno, wszędzie gówno. Pomyślał Thurgag wycierając futro z okolic dupska wyrwaną ręką z przegubu jakiegoś napotkanego Ungora. Po wtarciu reszty fekaliów i krwi w futro, rozwarł groteskowe kozie usta w i wydobył z wnętrza zmutowanych płuc wrzasku, który się rozniósł po okolicy.
Dla człowieka ten dźwięk mógłby się kojarzyć tylko z kozim zawodzeniem. To jednak było coś więcej. Była to odezwa wodza Thurgaga do swojej bandy śmierdzących caprów. W jednym krzyku zmieściło się wiele przekazu – narzekanie na gównianą sytuację dzieci chaosu na świecie, trochę użalania się nad całą sytuacją panującą w lesie Drakwald i potrzebie zmian. Za długo już tam tam bawili i osrany wódz Thurgag o tym wiedział. Jeśli się nie ruszy z miejsca, to z pewnością Zwierzoludzie, wcześniej, czy później się sobie rzucą do gardeł. Co gorsza, któryś z Championów mógłby wyzwać go na pojedynek.
Pomimo swojego wieku Thurgag był doświadczonym przywódcą stada. Wygrał wiele pojedynków, ale czół że ta dobra passa może nie trwać wiecznie. Napatrzył się już na oderwane kończyny, odcięte głowy, ciała które zastygły w wiecznej agonii i zapach gówna, po tym jak po dekapitacji wylatywało z zadów.
Plan Thurgaga był prosty ale skuteczny. Na obecną sytuację, lekarstwem była żeź i łupy. To powinno zająć bestie w stadzie. Kilka dni już rozmyślał po pijaku o tym jak zdominować okolicę. Wiedział, że należy zawładnąć drogą kupiecką z Arenshausen do Breuna, żeby odizolować miasteczko Breuna od miasta Grossffure.
Tych nazw nie znał Thurgag, tylko coś w jego głowie szeptało te pomysły. Czasami wydawało się, że to zwykły ból głowy po całonocnej libacji, ale mogły to być również konstruktywne myśli, nie samo gówno we łbie. Czasami kilka mocnych uderzeń w skałę pomagało na chwilę zagłuszyć głosy, ale nie na długo.
Wino z napadniętej niedawno karawany, kończyło się szybciej niż kończyny Ungorów, które lubił wyrywać. Robił to z potrzeby podrapania się po plecach, otarcia dupska z gówna, czy po prostu dla zwykłej zabawy. Przez to nie był ulubieńcem Ungorów. Coraz mniej ich dołączało się do stada.
Decyzja zapadła, stado musiało ruszyć swoje osrane cztery litery i z pełną świadomości dojechać cywilizację człowieka. Pierwszym symbolem poniżenia dla ludzkiej rasy miało być zbezczeszczenie świątyni Shallya’i. Świątynia znajdowało się nieopodal drogi, gdzie cała banda miała się zebrać. Szykowała się dobra jatka, a potem gwałt wszystkich kapłanek i ceremonialna defekacja na ołtarzu bogini. To mogło spowodować przychylność mrocznych bogów w przyszłych podbojach. Na to właśnie liczył Wściekła Pięść – szaman Thurgaga.