‘Błogosławieństwo Pani Jeziora’ by Mateusz Dąbrowski

Błogosławieństwo Pani Jeziora

Tancred westchnął, wpatrzony w mroczne cienie u powały namiotu. Nie spał już od dłuższego czasu, rozmyślając nad tym, co ujrzał we śnie. Na zewnątrz noc z wolna ustępowała światłu dnia, dało się słyszeć pierwsze ptasie trele wśród listowia. Na dźwięk jego oddechu po drugiej stronie posłania, które dzielili, poruszyła się Giselle. Rycerz zerknął w jej stronę, podziwiając piękno posągowych kształtów. Po chwili odwróciła się w jego stronę, rozbudzona.
-Coś się stało? -Spytała.
-Miałem sen… -Odrzekł po chwili.
-Co w nim ujrzałeś?
-Zdawało mi się, że ciebie. Lecz promienie słońca nie pozwalały mi ujrzeć lica. W dłoniach trzymałaś kielich…
-To była Ona! -Giselle wyraźnie się rozpromieniła. -Doznałeś widzenia od Pani Jeziora. To wspaniale! Cóż ci rzekła?
-Niewiele. -Odpowiedział niepewnie. -Ma dla mnie zadanie. Mam poprowadzić ludzi, dokończyć co rozpoczęte…
Giselle podniosła się z posłania. Z typową dla siebie swobodą nie kryła przed nim swych wdzięków.
Przeszła przez namiot, podnosząc porzuconą wieczorem suknię.
-A więc diuk Amalryk nie żyje. -Powiedziała, zabierając się za zaplatanie warkocza ze swych długich, jasnych włosów. -Nakładaj pancerz, drogi Tancredzie. Przed nami dużo pracy.


W istocie, diuk nie żył, zduszony zarazą tej właśnie nocy, w swym własnym posłaniu- cały obóz mówił tylko o tym. Tancred wraz z Giselle dotarli do dużego namiotu wspólnego, gdzie powitał ich niesamowity gwar. Rycerze krzyczeli na siebie nawzajem, co chwila uderzając pancernymi rękawicami w ustawiony na środku pomieszczenia stół. Część uczestników zgromadzenia siedziała na krzesłach dookoła niego, reszta gromadziła się za ich plecami. Na blacie ustawiono karafki z winem, którego wyraźnie sobie nie żałowano, sądząc po plamach alkoholu wsiąkających w zaścielające stół drogocenne mapy.
Nieco na uboczu, z dala od wszystkich pozostałych siedział Roland de Lousignon, Rycerz Graala. Gdy podeszli, podniósł się na powitanie i zaoferował swe miejsce Giselle. Widząc czarodziejkę przy stole, wszyscy rycerze po kolei milkli. Gdy wreszcie zapadła kompletna cisza, dama przemówiła:
-Śmierć diuka Amalryka jest ciosem dla nas wszystkich. Powinniśmy niezwłocznie zorganizować kondukt, który zabierze jego ciało do ojczyzny…
-Kondukt? -Parsknął jeden z rycerzy. -Powinniśmy wracać tam wszyscy.
Po tych słowach kłótnia wybuchła na nowo. Dało się słyszeć skargi na niegościnność krainy, panującą zarazę oraz nieprzyjaciół nadchodzących ze wszystkich stron. Potrzeba było chwili, by ponownie przywołać rycerzy do porządku.
Tym razem głos zabrał Roland:
-Dostaliśmy zadanie, panowie. Król oczekuje, że je wypełnimy, bez względu na okoliczności. Dla dobra wyprawy, podejmę się trudu dowodzenia…
-To nie będzie konieczne, Rolandzie de Lousignon. -Przerwała mu Giselle. -Zaiste, nie możemy odstąpić od naszej misji, albowiem błogosławi jej sama Pani Jeziora. Tancred d’Alrise doświadczył wizji i otrzymał zadanie. To on poprowadzi nas dalej.
Tancred rozejrzał się po sali. Patrzył w oczy wszystkim których spojrzenia napotkał. Oczekiwał sprzeciwów, w końcu nie był tak doświadczony w boju jak niektórzy z nich. W tym momencie poczuł jednak, jak wypełnia go nieznana wewnętrzna siła i pewność siebie. Musieli to również zauważyć zgromadzeni, gdyż każdy spuszczał wzrok, wyrażając niemą zgodę. Na koniec zerknął także na Rolanda.
Rycerz Graala wyraźnie nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, lecz powiedział tylko, jako jedyny patrząc Tancredowi prosto w oczy:
-Niech i tak będzie.


Awangarda diuka Amalryka wyruszyła z Bretonni pod auspicjami samego króla. Miała jeden prosty cel- zabezpieczyć interes Królestwa w obliczu odkrycia żyły złota na Północy. Niewielki kontyngent składał się głównie z Błędnych Rycerzy oraz Rycerzy Poszukujących wraz z ich giermkami. Do wyprawy przyłączyli się Rycerze Graala pod dowództwem Rolanda z Lousignon, a także czarodziejka Pani Jeziora o imieniu Giselle. Gdy grupa dotarła wreszcie w niegościnne rejony Sudenmarku, rycerze szybko zajęli jedną z okolicznych wiosek oraz fragmenty szlaku handlowego przebiegającego opodal. Wówczas diuk zachorował na panującą w krainie zarazę zwaną Zielonym Morem. Nie trzeba było długo czekać by leciwy Amalryk zmarł pewnej chłodnej nocy. Kolejnym wodzem wyprawy obwołany został jeden z Rycerzy Poszukujących – Tancred d’Alrise, który nie zamierzał zawieść Pani Jeziora!

Historia Tancreda d’Alrise do tej pory wyglądała dość tradycyjnie w realiach ówczesnej Bretonni.
Jeden z dwóch synów, pozostawił opiekę nad ojcowizną młodszemu bratu, przyjął śluby i został Rycerzem Poszukującym. Wyruszył w Stary Świat, korzystając z każdej okazji, by nieść chwałę bretońskiego oręża i cnoty. Jednym z pierwszych znaczących czynów, którego dokonał, było wyswobodzenie młodej kobiety z rąk prostego tłumu, który chciał spalić ją za czarownictwo. Tancred zawiózł dziewczynę o imieniu Giselle do kapliczki na obrzeżach lasu
Chalons, gdzie została przyjęta przez samą
Morgiannę la Fey. Od tamtej pory losy rycerza i młodej czarodziejki często się splatają, a Pani Jeziora coraz częściej zdaje się do niego uśmiechać…

Na zdjęciu obok: Tancred d’Alrise