Gorączka złota, najazdy zielonoskórych, bratobójcze spory klanów, tajemnicza choroba i bezkrólewie…
Jakby tego było mało, także ostatnie promienie słońca zaszły już nad Sudenmarkiem.
W oddali słychać przeszywające wycie wilków witających królestwo nocy.
Nad krainą nie ubłaganie zawitał złowróżbny mrok.
W pobliskich górach blade światło księżyca wpada przez okiennice dawno zapomnianego dworu. Odbijając się od szkarłatno złotej trumny, oświetla wszystkie zakątki pomieszczenia.
Pisk zbudzonych światłem nietoperzy niesie się echem po całej posiadłości.
Wtem wokoło rozbrzmiewa głuchy łoskot spadającego i uderzającego o kamienną posadzkę wieka trumny.
Z jej głębi majestatycznie wyłania się blada postać odziana w krwistoczerwony pancerz ze złotymi zdobieniami w kształcie smoka.
-hmmm… ileż to mogło minąć czasu od mojego ostatniego przebudzenia? – wzdycha i zadaje na głos pytanie mroczna postać.
-Zdecydowanie za długo mój Panie, zdecydowanie… Po śmierci króla Svena tron pozostaje pusty i Sudenmark pogrążony jest w wojennym chaosie. Ludność jest dziesiątkowana przez Zielony Mór, chorobę w której wyczuwam plugawe moce, a na domiar złego wszyscy zdążyli już dawno o Tobie zapomnieć, Walachu. O tym który jest wiecznym i prawowitym władcą tych ziem. – odpowiada pojawiający się znikąd zakapturzony mężczyzna.
-oohh, mój drogi Guntherze, w takim wypadku nie mogę pozostawić swoich owieczek bez pasterza.
Będę ich wybawieniem i zgubą w jednym – powiedział, złowieszczo uśmiechając się wampirzy książę.