Słońce chyliło się ku zachodowi, Illumenth patrzył na nie w zamyśleniu. Ostatnio dużo się działo w okolicach jego obozu. Kątem oka dostrzegł ruch na ścieżce prowadzącej do ufortyfikowanej placówki. Bezwiednie przeniósł wzrok na jeźdźca, który jechał w stronę warowni.
Nie wróżyło to nic dobrego, gdyż placówka była raz, że dobrze ukryta to jeszcze otoczona zaklęciami mylącymi drogę poza tym Puszcza Gryfonów gwarantowała spokój i rzadko się zdarzało, że miejscowi ludzie zapuszczali się w te tereny. Jednak jeździec bezbłędnie kierował się do bramy. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to jeden z jego ludzi wysłany w misji zwiadowczej.
Chwile później dotarł do niego odgłos otwieranej bramy choć brzmiało to jak łagodne trzeszczenie drzewa na wietrze.
Drzwi do jego pomieszczenia otworzyły się.
– Panie Eldir przybył – zaanonsował krótko dowódca warty.
– Zaraz zejdę – odpowiedział Illumenth z nostalgia patrząc ostatni raz na zachodzące promienie słońca odbijające się na masztach smukłych okrętów zacumowanych w meandrze pobliskiej rzeki.
Schodząc na dół przeszedł wzdłuż stajni zanosząc smakołyk dla Elgrina – gryf delikatnie wziął podarek od swojego pana. Zagulgotał z przyjemnością połykając szybkim ruchem królika.
-Tak wiem, wiem mój przyjacielu to są ostatnie chwile sielanki w tym cuchnącym kraju – szepnął do niego niemalże czule – nacieszmy się tym póki możemy.
Wszedł niechętnie do sali obrad Eldir siedział w oczekiwaniu, jednak zerwał się na równe nogi, gdy tylko zobaczył lorda.
– Sven Carlsson nie żyje – rzucił szybko.
Czoło Elfiego Lorda lekko się zmarszczyło niczym tafla wody – w prawie niedostrzegalnym ruchu – szybko wygładzając się ponownie.
– Czy wiesz coś więcej ?
– Został otruty, ewidentnie czuć spaczeń. Co by oznaczało szczurze pomioty w okolicy. Zresztą doradca Svena na pewno nie jest człowiekiem.
– Nie dobrze …. Szepnął do siebie dowódca.
Zwiadowca widząc zachowanie swojego lorda do dal szybko
– Zostawiłem Draleuka i Maletha, żeby w dalszym ciągu obserwowali co się dzięje na dworze.
– A co z kopalnią ?
– Ponoć znów rodzi złoto – ale ludzie bardzo skrupulatnie trzymają wszystkich nie powołanych na odległość – co by potwierdzało, że udało im się znaleźć cenny kruszec. Poza tym zielone ścierwa zeszły z gór. Wschodnia granica Ostenmarku już stoi w ogniu…
Lord znów szepnął coś do siebie – do zwiadowcy do leciało tylko coś jakby mówił o łonie ciotki króla Phenixa…ech ale tylko chyba mu się zdawało, bo już głośno wydał rozkazy. Natychmiastowej zbiórki wszystkich dowódców oddziałów i kazał przyjść też Olithowi czarodziejowi, który obecnie jako jedyny z magów był obecny w warowni.
Jeszcze tej samej nocy sala obrad zapełniła sie elfami. Rozkazy były krótkie i treściwe. Wymarsz kolejnej nocy.
Jeźdźcy Ellyrionu wyjechali jeszcze tej samej nocy. Reszta załóg Sokolich okrętów szykowała sie do wymarszu – zostały zdemontowane kolejne 2 balisty i przygotowane do drogi.
Kolumna około 60 elfów ruszyła lasem w kierunku gór, gdzieś tam na niebie bacznym okiem przyglądał się temu Illumenth i Elgrin.
W blasku księżyca połyskiwały łuki i włócznie dumnej morskiej gwardii poruszającej się niemal bezszelestnie wśród gęstego poszycia leśnego. Już od jakiegoś czasu niósł się zapach spalonego drewna, słomy i mięsa … mieszając sie z zapachami lasu … jednak było w tym coś jeszcze … krył się w tym zapach … zgnilizny i … korupcji.
– Ależ śmierdzi krasnoludem – wymknęło się jednemu elfowi z długim lukiem, który szedł wraz z pięcioma swoimi braćmi broni. Grupka Elfów wyszła na skraj lasu od południowej strony. Las tworzył w tym miejscu wysunięty niby cypel niczym półwysep w morzu. Słychać już było wrzaski I szczęk oręża zanim dotarli do ostatniej linii drzew słońce zaczęło się wychylać z za gór. Nie ujawniając swojej pozycji obserwowali zmagania dwóch klanów ludzkich i zielonoskórych. Tuż przed nimi stały 2 oddziały krasnoludzkiej piechoty, która chyba dopiero przestała pić bo odór krasnoludzkiego piwa i potu drażnił delikatne elfie powonienie.
Bitwa rozpętała się na dobre. Ocean zielonoskórych zalewał małe siły ludzkie niczym fale podczas sztormu zalewające a małą wysepkę.
– nie utrzymają tego te małe ludziki – rzekł z rozbawieniem, któryś z krasnoludów.
– Zakład, że padną zanim wypije ten kufel…
– zakład….zakład…pół kufla, dwa kufle – rozochociły się krasnoludy…
Nagle przez pole bitwy dał się słyszeć gromki okrzyk -Waaaaagh…- i zieloni jakby rozbłyśli…ludzka linia cofnęła się krok … dwa…i ruszyła w tym momencie druga grupa ludzi do ataku…natomiast z gardeł obrońców szło gromkie…
– A-hu!
– A-hu!
– A-hu!
W ludzi wstąpiła nowa nadzieja i nowe siły…
– co jest kurwa…Elfy…Elfy…- rozległy się krzyki zaskoczonych krasnoludów. – Elfy … arghhhh….co jest kurwa…
W środku jednego z oddziałów karłów zaczęła się unosić żrąca zielona mgła. A nad ich głowami przeleciały bełty wielkości małych drzew. Z zachodniej strony z lasy wyłoniły się odziały elfów. Gdy pierwsze pociski trafiały ciężkozbrojnych skanerów przebijając ich na wylot i lecąc dalej….